Remik wrócił do
swojej noclegowni w trochę lepszym nastroju. Weronika bez pytań, pożyczyła mu
pięćdziesiąt złotych. W końcu spędził wieczór bez zamartwiania się o czyste
ciuchy i o jedzenie. Z tego wszystkiego piwnica nie napawała go już aż takim
obrzydzeniem. Przez chwilę męczyło go uczucie wstydu, że nie powiedział jej iż
został wyrzucony z domu, ale zrobił to dla jej dobra. Czułaby się obarczona
zbyt dużym ciężarem takiego sekretu. Bo tego, że by go nie wydała, nie poddawał
nawet w wątpliwość. Mógł jej ufać w każdej sytuacji. Sam musiał zmierzyć się z
problemem własnej bezdomności. Dziewczyna miała swoje problemy na głowie.
Zasnął bez trudu.
Rano obudził
się ze zdrętwiałymi nogami ale wciąż dobrze nastawiony do życia. Dzień jego
wypłaty zbliżał się nieubłaganie. Na razie skupiał myśli jedynie na
pieniądzach, odrzucał od siebie wizje seksu z obleśnym staruchem. To pozwalało
mu normalnie funkcjonować i się nie załamać. Kompletnie nie spodziewał się
tego, że usłyszy w piwnicy głos ojca. Jego nastrój pękł jak bańka mydlana.
– Kowalska
twierdzi, że wchodzi codziennie wieczorem do bloku... – mówił.
O kurwa mać,
już jestem martwy! – pomyślał.
– Myślisz, że
śpi w piwnicy? W tym syfie? – rozległ się głos Rudego.
– Kto go wie. Ty, patrz... nie ma kłódki. Jest
zamknięte od środka... Jesteś tam prawda? Otwieraj w tej chwili!
Remik jakby
wrósł w fotel. Bał się poruszyć. Bał się nawet oddychać na dźwięk tego głosu.
Siniaki na jego ciele zapulsowały, jakby poznając swojego oprawcę.
– Rozszarpię
tego gnoja! – krzyczał ojciec. – Jeśli zmusisz mnie do rozwalenia drzwi, to nie
ręczę za siebie!
Chłopak
postanowił zadzwonić na policję. Niestety gdy wyciągnął aparat, przypomniał
sobie, że przecież w piwnicy nie ma zasięgu i telefon mu się rozładował.
– Daję ci
ostatnią szansę! Wiem, że mnie słyszysz. Jak
wyjdziesz sam, to może cię nie zabiję!
Był w stanie
myśleć tylko o jednym – Jak bardzo ojciec go skatuje i czy wyjdzie z tego żywy.
Nie miał wątpliwości co do tego, że tym razem nie okaże mu litości. Był chorym sadystą. Nastolatek
schował twarz w dłonie i czekał. Trząsł się. Od wściekłego mężczyzny dzieliły go tylko stare drzwi, skrzypiące złowieszczo pod wpływem naporu z zewnątrz.
– Ej, ej! –
rozległ się trzeci głos. – Co się tutaj dzieje, panowie?
W sercu
pojawiła się nagle nadzieja.
– To nie jest,
kurwa, pański interes, kolego – powiedział nienawistnie ojciec, nie przerywając
majstrowania przy drzwiach.
– Dlaczego
włamuje się pan do piwnicy?!
– To moja
piwnica. I tak się składa, że pewien darmozjad tam koczuje i zamknął się od
środka!
– POMOCY! –
krzyknął nagle Remik, chwytając się ostatniej deski ratunku.
– Ha! Miałem rację. On tu cały czas był! – wykrzyknął ojciec.
– Kto tam jest?
Pański syn? Uwięził go pan?! Dosyć tego! Wzywam policję!
– No to wzywaj,
chętnie zaczekam.
– NIE! – Drzwi
piwnicy zaczęły się otwierać.
Remik miał
cichą nadzieję, że nie oberwie w brzuch, w obecności sąsiada i zdoła uciec.
Zionął
alkoholem i śmierdział potem. Chwycił syna za ramię. Tak mocno, że raczej powstanie
kolejny siniak.
– Puszczaj go!
– syknął sąsiad. – Nie wolno ci go bić!
– Albo co? –
Andrzej postraszył go swoim firmowym uniesieniem krzaczastych brwi.
– Albo zapewnię
ci pobyt w szpitalu. Zostaw go, sam wyjdzie... Chodź - zwrócił się do chłopaka.
Remigiusz
spojrzał na sąsiada z podziwem. Ten koleś był naprawdę odważny i stanął w jego
obronie. Większość ludzi udawałoby, że nie widzi, żeby nie mieć utarczek z
agresywnym sąsiadem z naprzeciwka.
– Już. Tylko
muszę zabrać moje rzeczy – wydukał.
Facet patrzył, z
rosnącym dziwieniem, jak chłopak wychodzi z piwnicy, obładowany dorobkiem swojego
życia.
– Dajesz mu
dupy, że taki z niego wybawca? Przyszedł po swoją dziweczkę… – Ojciec nie
potrafił przepuścić ani jednej okazji, do bolesnego upokorzenia go.
– Zamknij się!
– postawił się nastolatek.
Remik wiedział,
że dostanie w twarz, ale musiał bronić honoru sąsiada. Człowiek mu pomógł, nie
zasługiwał na takie obelgi od tego idioty. W najmniejszym stopniu, nie
spodziewał się tego, co stało się w chwilę po zwyczajowym oberwaniu w twarz.
– Mówiłem
żebyś nie ważył się go bić! Spróbuj z kimś silniejszym od siebie!
Wow.
Jego wybawca,
mimo że mniejszy z postury, pewnym krokiem dopadł do ojca i powalił go na
ziemię kilkoma szybkimi chwytami. Andrzej położył się na ziemi i kwilił z bólu,
tylko tyle Remigiusz był w stanie zarejestrować. Był w szoku. Poczuł się jak w
cholernym filmie akcji. Niepozorny facet noszący serowe sweterki za
dnia, nocą Karate-man ratujący obywateli z opresji. Rudy Rysiek nawet się nie
poruszył. Podniósł tylko ręce w geście kapitulacji i stał równie oniemiały z
wrażenia.
Sąsiad zabrał
od chłopaka dwie reklamówki z książkami i ruszył w stronę schodów. Kiedy byli
już na parterze odezwał się:
– Mieszkasz w
piwnicy od czasu tamtej awantury?
– Nie mieszkam...to
znaczy, to tylko przejściowo, do soboty... Cóż dzięki za pomoc, gdyby nie pan,
źle by się to dla mnie skończyło... Ćwiczy pan sztuki walki?
– Tak ćwiczę sztuki walki – zaczął wspinać się po stopniach na
pierwsze piętro.
– Niech pan
poczeka – zatrzymał go. – Zapomniał mi pan dać reklamówki.
– A dokąd masz
zamiar pójść? Macie jeszcze garaż albo działkę? – zakpił. – Idziesz ze mną.
– Ale jak to?!
– Tak to.
Mówiłeś coś o sobocie...
– A tak.
Dostanę pierwszą wypłatę i wynajmę sobie wtedy pokój.
– No to do tej
pory zostaniesz u mnie.
– W życiu. Nie
mogę tak...
– Więc pożegnaj
się ze swoimi książkami – uśmiechnął się złośliwie. – Nic nie chcę mówić, ale
zaraz wróci tutaj twój troskliwy tatuś.
Remik
skapitulował i poszedł za nim. Sąsiad otworzył drzwi i przepuścił go.
Mieszkanie było identyczne w rozkładzie jak to w którym mieszkał z ojcem, a
jednak różniło się zdecydowanie. Ściany
wygładzono i pomalowano na stonowane kolory, podłogi wyłożono panelami.
Panował ład, porządek i przyjemna atmosfera. Chłopak rozpoznał meble z Black
red White'a, czasami przeglądał katalogi i marzył, że kiedyś urządzi sobie tak
własne lokum.
– Jestem Olek.
– Sąsiad ułożył na ziemi reklamówki i podał mu dłoń.
– Okej, ty
wiesz już, kim ja jestem.
– Trudno było
nie usłyszeć przez ściany... – zaczął i zrobił przepraszającą minę, wiedząc, że
przegiął z żartem.
– Ta... –
speszył się Remik.
– Pozbieram
dziś rzeczy z łóżka i możesz tu chwilowo zostać. – Wskazał na mały pokój.
– Wiesz co,
sądzę że to nie najlepszy pomysł, ludzie cię zlinczują, jak mój ojciec zacznie
rozpowiadać, że mieszkałem u ciebie.
– Tak, wiem.
Jesteś gejem. Mam to gdzieś. Mam też gdzieś, co ludzie o mnie powiedzą,
wyprowadzam się stąd za miesiąc.
Remigiusz po
raz pierwszy miał okazję dokładnie przyjrzeć się Olkowi. Swoją drogą imię to,
w ogóle do niego nie pasowało. Wyglądał poważnie i tak też się ubierał. Dzisiaj
wystroił się w koszulkę polo, spodenki materiałowe i półbuty. Niby letnio ale
tak jakoś oficjalnie. Gdyby miał dziewczynę, na
pewno w pierwszej kolejności wymieniłaby mu garderobę.
– Ile masz lat?
– Zapytał nastolatek po chwili ciszy.
– Dla ciebie za
stary.
– N-nie, nie po
to pytałem... – zaczerwienił się wściekle.
– Wiem, musisz
się przyzwyczaić do moich żartów. Kończę trzydzieści lat w tym roku.
Właśnie wkopał
się do mieszkania jakiemuś o dwanaście lat starszemu facetowi. Zastanawiające
było to, że facet nie ma rodziny ani kobiety. Chociaż, może jednak ma?
– Yyy...
mieszkasz tu sam?
– Nie. Mam
przemiłą współlokatorkę. Cindy. Na pewno ją polubisz.
O matko, Cindy
to imię dla lalki Barbie albo jakiejś... Drag Queen?
– Chodź, poznasz
ją. – Ruszył do salonu.
Tajemnicza
lokatorka okazała się być zieloną papugą. Skakała sobie beztrosko po żerdzi i
przyglądała z ciekawością wchodzącym. Dookoła klatki walało się pełno ziaren,
piachu i piórek.
– Wow. Piękna!
Jaki to gatunek?
– Aleksandretta
Obrożna.
– A dlaczego
takie imię? – nie zdołał ukryć zniesmaczenia.
– Nie ja ją
nazwałem. Cindy to pamiątka po mojej byłej, można tak powiedzieć.
– Trochę ją
skrzywdziła – uśmiechnął się.
– Też tak
myślę.
Stali przez
dłuższą chwilę i przypatrywali się papudze. Remik oderwał w końcu wzrok od
zwierzęcia i rozejrzał się po całym pokoju. Olek miał chyba jakąś zniżkę w
konkretnym sklepie meblowym, bo wszystko pochodziło z jednego katalogu. Wygodna
kanapa, biała ława, szafka RTV i regał na książki a w rogu trzydrzwiowa,
rozsuwana szafa.
– Słuchaj,
wszystko w porządku? Nie potrzebujesz jakiejś tabletki przeciwbólowej?
Remik w
ostatniej chwili powstrzymał się z powiedzeniem „Nie, przyzwyczaiłem się już.”
– Nie, wszystko
okej.
– późno już, zaraz muszę iść do pracy – odezwał się mężczyzna. – Nie zdążę teraz wezwać policji i na nich czekać, ale myślę, że spokojnie możemy skoczyć popołudniu na komisariat.
– Co? A tak. Zajmę się tym sam, nie będę cię fatygował. Spadam teraz do szkoły.
– Co? A tak. Zajmę się tym sam, nie będę cię fatygował. Spadam teraz do szkoły.
– Ile masz lat?
– Spojrzał na niego badawczo.
– Osiemnaście –
odpowiedział bez zawahania.
– Na pewno?
– To chyba jasne? W innym wypadku już dawno zabraliby mnie do domu dziecka. Chcesz dowód zobaczyć?
– Nie trzeba. Wierzę.
– To chyba jasne? W innym wypadku już dawno zabraliby mnie do domu dziecka. Chcesz dowód zobaczyć?
– Nie trzeba. Wierzę.
Wyszli z
mieszkania razem. Olek poinformował go, że będzie w domu o piętnastej. Co
chwila rzucał suchymi żartami. Prawdopodobnie tak reagował na stresujące
sytuacje. Remik nie miał możliwości ucieczki, gdyż większość jego rzeczy
została w zamkniętym mieszkaniu. Sąsiad nie był głupi i to przewidział. Powiedział,
że nie chce mieć go na sumieniu, jak zaszlachtują go w nocy w jakimś parku i że
przenocowanie go przez parę dni, to żaden problem.
***
– Królik, zostań
na chwilę, muszę z tobą porozmawiać – powiedziała wychowawczyni drugiej c.
Eryk i Alan
posłali mu współczujące spojrzenie i wyszli z klasy za innymi. Remik stanął
przy biurku nauczycielki.
– Tak, pani
profesor?
– Remigiuszu,
nauczyciele skarżą się, że chodzisz do szkoły w kratkę. Nie byłeś na
semestralnym sprawdzianie z matematyki i masz zagrożenia z trzech przedmiotów.
– Bardzo
przepraszam, to już się nie powtórzy. Miałem problemy osobiste. Teraz wszystko
nadrobię – odparł z pewnością w głosie.
– Każdy
nastolatek mówi to samo... – Westchnęła. – Dlaczego twojego ojca nie było na
wywiadówce?
– No właśnie,
to z nim miałem te problemy. Ojciec chorował, nie wychodził z domu, ale już
wszystko jest w porządku.
– Chciałabym
aby przyszedł ze mną porozmawiać.
– No ale o
czym, pani profesor? Pójdę dziś do matematyczki i z nią to wyjaśnię, z resztą
przedmiotów też sobie poradzę, nie ma sensu go wzywać...
– Nalegam. Chcę
zobaczyć, czy on aby na pewno istnieje.
– No co pani...
– zaśmiał się nerwowo. – Po prostu, jestem już praktycznie pełnoletni i nie
widzę potrzeby, żeby wtrącał się w moją edukację. On ma swoje problemy, ja mam
swoje. Proszę go zrozumieć.
– Jego głównym
problemem, powinna być edukacja jego syna, także nie spieraj się ze mną,
przekaż ojcu, że chcę obowiązkowo go widzieć w następny piątek na zebraniu. I
zabierz się w końcu do roboty, jak zobaczę, że dalej wagarujesz, przed
wystawieniem ocen, to inaczej porozmawiamy.
– Ale, ale on w
piątki nie może...
– W takim razie
jestem w szkole codziennie, między ósmą a dwunastą, więc niech do mnie
przyjdzie.
– Oj no dobrze,
pani profesor, chociaż nie wiem, po co to wszystko.
– Jeszcze nie
jesteś pełnoletni i rodzic ponosi za ciebie odpowiedzialność, muszę osobiście
dopilnować, aby dowiedział się o twoich problemach szkolnych.
– Jasne –
jęknął z rezygnacją.
– Nie patrz tak
na mnie, chcę wyłącznie twojego dobra. Mądry z ciebie chłopak ale leniwy, jak
teraz zawalisz szkołę, to nie zdobędziesz wykształcenia i stracisz szansę na
dobre studia.
– Ja to
wszystko rozumiem, pani profesor.
– Świetnie,
więc rozmowa z twoim ojcem będzie czystą formalnością a teraz leć już, bo
spóźnisz się na następną lekcję.
Genialnie.
Jakby za mało mu było problemów.
***
Remik zdołał
dogadać się z matematyczką i pozwoliła, aby zdawał w poniedziałek trudniejszą
wersję sprawdzianu i zapowiedziała, że automatycznie obniży jego ocenę o jeden
stopień. Lepsze to niż nic. Z tym przedmiotem nie miał żadnego problemu, posiedzi
w niedzielę nad zadaniami i napisze to jakoś. Z biologii dostał tróję, w
najśmielszych wizjach tego nie oczekiwał, więc kolejne zagrożenie zostało zażegnane.
Pozostała już tylko historia. To będzie jedyny przedmiot, na który będzie
musiał solidnie się przygotować, żeby zdać. Nauczyciel postanowił przepytać go
ustnie w następnym tygodniu.
Lekcje minęły
jak z bicza strzelił, gdyż na każdym przedmiocie były jakieś odpytywania, zaliczenia
albo po prostu siedzenie i czas na rozmowy. Eryk, swoją głupią gadką, pozwolił
zapomnieć mu o problemach i poczuć się jak normalny siedemnastolatek w drugiej
licealnej. No przynajmniej do ostatniej lekcji. Na chemii mieli dziś zastępstwo
i siedzieli, mówiąc co im ślina na język przyniesie:
– Alan, pochwal
się wreszcie jak tam twoja randka – rozpoczął Eryk.
– Nooo...
bardzo dobrze. – Wyszczerzył się blondyn. – Jeszcze nigdy nie spotkałem tak
napalonej laski, chłopaki. Chciała obciągnąć mi na ławce w parku.
– O cholera, i
co? Mam nadzieję, że jej pozwoliłeś!?
– Ćśś, ciszej
downie…no tak... nie miałem zbyt wiele do gadania, ale jakiś chuj akurat musiał
tamtędy przechodzić i się wycofała.
– O kurwa, ale
bym się wkurwił.
– No, nawet
sobie nie wyobrażasz, jaja mnie potem bolały przez całą drogę do domu.
– I nie
zrobiliście tego?
– Zrobiliśmy...
trzy razy, u niej na chacie. Było... niesamowicie. Chyba wychodzi na to, że
chodzimy ze sobą, bo zaprosiła mnie do kina...
– Zajebiście! –
Eryk klepnął go po ramieniu – Witaj wśród mężczyzn. Pozostaje nam już tylko
Remik do spiknięcia z jakąś panną... No co tak milczysz? Jedź w końcu nad to
morze albo znajdź sobie jakąś na miejscu. Nawet nie wiesz, jak wiele przyjemności
cię omija.
– O mnie się
nie martw. Pracuję nad tym. – Przybrał wymuszony uśmiech na twarz.
– Ooo, czyżbyś
nam o czymś nie powiedział? – zainteresował się Eryk.
– Może...
– No mów,
kurwa, nie drocz się ze mną.
– Tylko nie
mów, że kręcisz z tą rudą Weroniką? – wtrącił Alan.
– Nie. Z Werą
nic nie było i nie będzie, to przyjaciółka.
– No, nie
dziwię ci się, nie jest zbyt urodziwa.
– Nie obrażaj
jej. Wcale nie jest brzydka.
– Ta... jest
piękna, tylko nieco nieoszlifowana – zarechotał Eryk.
– Ładniejsza od
ciebie – odgryzł.
– No wiesz?
Sądzę, że nie jeden pedzio by na mnie poleciał. Spójrz na to ciało. – Zaczął
się prężyć.
– Debil – mruknął
Alan.
– No to jak
będzie? Powiesz nam o swojej tajemniczej dziewczynie?
– Jak coś
będzie, to się dowiecie pierwsi, oki?
– Nie. Nie oki.
Idziemy dzisiaj na browara, upijemy cię i wszystko nam wyśpiewasz.
– No właśnie,
karaoke w Zanzi. Idziesz? – dodał Alan.
Remikowi
zostało jeszcze dwadzieścia złotych w portfelu. Nie chciał wydawać ich na piwo
w barze a z drugiej strony, potrzebował rozluźnienia przed sobotnim wieczorem.
Stres powoli zaczynał skręcać mu żołądek. Tylko ciekawe, co na to jego
współlokator...
– Ja bym nie
szedł? – powiedział. – Tylko, muszę zapytać...eee ... ojca... bo się uwziął na mnie za te
zagrożenia, no ale myślę, że będę.
– Mamy prawo do
odrobiny rozrywki po ciężkim tygodniu. – Eryk podniósł niewidzialny kufel do
ust.
– Jak się nie
zgodzi to dzwoń, przyjdziemy go ładnie poprosić – uśmiechnął się Alan.
– No na bank.
Jak zobaczy z kim się zadaję, to do zakończenia roku z domu nie wyjdę…