poniedziałek, 8 czerwca 2015

Remik Rozdział 4

Remik wrócił do swojej noclegowni w trochę lepszym nastroju. Weronika bez pytań, pożyczyła mu pięćdziesiąt złotych. W końcu spędził wieczór bez zamartwiania się o czyste ciuchy i o jedzenie. Z tego wszystkiego piwnica nie napawała go już aż takim obrzydzeniem. Przez chwilę męczyło go uczucie wstydu, że nie powiedział jej iż został wyrzucony z domu, ale zrobił to dla jej dobra. Czułaby się obarczona zbyt dużym ciężarem takiego sekretu. Bo tego, że by go nie wydała, nie poddawał nawet w wątpliwość. Mógł jej ufać w każdej sytuacji. Sam musiał zmierzyć się z problemem własnej bezdomności. Dziewczyna miała swoje problemy na głowie. Zasnął bez trudu.

Rano obudził się ze zdrętwiałymi nogami ale wciąż dobrze nastawiony do życia. Dzień jego wypłaty zbliżał się nieubłaganie. Na razie skupiał myśli jedynie na pieniądzach, odrzucał od siebie wizje seksu z obleśnym staruchem. To pozwalało mu normalnie funkcjonować i się nie załamać. Kompletnie nie spodziewał się tego, że usłyszy w piwnicy głos ojca. Jego nastrój pękł jak bańka mydlana.

– Kowalska twierdzi, że wchodzi codziennie wieczorem do bloku... – mówił.

O kurwa mać, już jestem martwy! – pomyślał.

– Myślisz, że śpi w piwnicy? W tym syfie? – rozległ się głos Rudego.
– Kto go wie. Ty, patrz... nie ma kłódki. Jest zamknięte od środka... Jesteś tam prawda? Otwieraj w tej chwili!

Remik jakby wrósł w fotel. Bał się poruszyć. Bał się nawet oddychać na dźwięk tego głosu. Siniaki na jego ciele zapulsowały, jakby poznając swojego oprawcę.

– Rozszarpię tego gnoja! – krzyczał ojciec. – Jeśli zmusisz mnie do rozwalenia drzwi, to nie ręczę za siebie!

Chłopak postanowił zadzwonić na policję. Niestety gdy wyciągnął aparat, przypomniał sobie, że przecież w piwnicy nie ma zasięgu i telefon mu się rozładował.

– Daję ci ostatnią szansę! Wiem, że mnie słyszysz. Jak  wyjdziesz sam, to może cię nie zabiję!

Był w stanie myśleć tylko o jednym – Jak bardzo ojciec go skatuje i czy wyjdzie z tego żywy. Nie miał wątpliwości co do tego, że tym razem nie okaże mu litości. Był chorym sadystą. Nastolatek schował twarz w dłonie i czekał. Trząsł się. Od wściekłego mężczyzny dzieliły go tylko stare drzwi, skrzypiące złowieszczo pod wpływem naporu z zewnątrz.

– Ej, ej! – rozległ się trzeci głos. – Co się tutaj dzieje, panowie?

W sercu pojawiła się nagle nadzieja.

– To nie jest, kurwa, pański interes, kolego – powiedział nienawistnie ojciec, nie przerywając majstrowania przy drzwiach.
– Dlaczego włamuje się pan do piwnicy?!
– To moja piwnica. I tak się składa, że pewien darmozjad tam koczuje i zamknął się od środka!
– POMOCY! – krzyknął nagle Remik, chwytając się ostatniej deski ratunku.
– Ha! Miałem rację. On tu cały czas był! – wykrzyknął ojciec.
– Kto tam jest? Pański syn? Uwięził go pan?! Dosyć tego! Wzywam policję!
– No to wzywaj, chętnie zaczekam.
– NIE! – Drzwi piwnicy zaczęły się otwierać.

Remik miał cichą nadzieję, że nie oberwie w brzuch, w obecności sąsiada i zdoła uciec.


Zionął alkoholem i śmierdział potem. Chwycił syna za ramię. Tak mocno, że raczej powstanie kolejny siniak.

– Puszczaj go! – syknął sąsiad. – Nie wolno ci go bić!
– Albo co? – Andrzej postraszył go swoim firmowym uniesieniem krzaczastych brwi.
– Albo zapewnię ci pobyt w szpitalu. Zostaw go, sam wyjdzie... Chodź - zwrócił się do chłopaka.

Remigiusz spojrzał na sąsiada z podziwem. Ten koleś był naprawdę odważny i stanął w jego obronie. Większość ludzi udawałoby, że nie widzi, żeby nie mieć utarczek z agresywnym sąsiadem z naprzeciwka.

– Już. Tylko muszę zabrać moje rzeczy – wydukał.

Facet patrzył, z rosnącym dziwieniem, jak chłopak wychodzi z piwnicy, obładowany dorobkiem swojego życia.

– Dajesz mu dupy, że taki z niego wybawca? Przyszedł po swoją dziweczkę… – Ojciec nie potrafił przepuścić ani jednej okazji, do bolesnego upokorzenia go.

– Zamknij się! – postawił się nastolatek.

Remik wiedział, że dostanie w twarz, ale musiał bronić honoru sąsiada. Człowiek mu pomógł, nie zasługiwał na takie obelgi od tego idioty. W najmniejszym stopniu, nie spodziewał się tego, co stało się w chwilę po zwyczajowym oberwaniu w twarz.

– Mówiłem żebyś nie ważył się go bić! Spróbuj z kimś silniejszym od siebie!

Wow.

Jego wybawca, mimo że mniejszy z postury, pewnym krokiem dopadł do ojca i powalił go na ziemię kilkoma szybkimi chwytami. Andrzej położył się na ziemi i kwilił z bólu, tylko tyle Remigiusz był w stanie zarejestrować. Był w szoku. Poczuł się jak w cholernym filmie akcji. Niepozorny facet noszący serowe sweterki za dnia, nocą Karate-man ratujący obywateli z opresji. Rudy Rysiek nawet się nie poruszył. Podniósł tylko ręce w geście kapitulacji i stał równie oniemiały z wrażenia.

Sąsiad zabrał od chłopaka dwie reklamówki z książkami i ruszył w stronę schodów. Kiedy byli już na parterze odezwał się:

– Mieszkasz w piwnicy od czasu tamtej awantury?
– Nie mieszkam...to znaczy, to tylko przejściowo, do soboty... Cóż dzięki za pomoc, gdyby nie pan, źle by się to dla mnie skończyło... Ćwiczy pan sztuki walki?
– Tak ćwiczę sztuki walki – zaczął wspinać się po stopniach na pierwsze piętro.
– Niech pan poczeka – zatrzymał go. – Zapomniał mi pan dać reklamówki.
– A dokąd masz zamiar pójść? Macie jeszcze garaż albo działkę? – zakpił. – Idziesz ze mną.
– Ale jak to?!
– Tak to. Mówiłeś coś o sobocie...
– A tak. Dostanę pierwszą wypłatę i wynajmę sobie wtedy pokój.
– No to do tej pory zostaniesz u mnie.
– W życiu. Nie mogę tak...
– Więc pożegnaj się ze swoimi książkami – uśmiechnął się złośliwie. – Nic nie chcę mówić, ale zaraz wróci tutaj twój troskliwy tatuś.

Remik skapitulował i poszedł za nim. Sąsiad otworzył drzwi i przepuścił go. Mieszkanie było identyczne w rozkładzie jak to w którym mieszkał z ojcem, a jednak różniło się zdecydowanie. Ściany  wygładzono i pomalowano na stonowane kolory, podłogi wyłożono panelami. Panował ład, porządek i przyjemna atmosfera. Chłopak rozpoznał meble z Black red White'a, czasami przeglądał katalogi i marzył, że kiedyś urządzi sobie tak własne lokum.

– Jestem Olek. – Sąsiad ułożył na ziemi reklamówki i podał mu dłoń.
– Okej, ty wiesz już, kim ja jestem.
– Trudno było nie usłyszeć przez ściany... – zaczął i zrobił przepraszającą minę, wiedząc, że przegiął z żartem.
– Ta... – speszył się Remik.
– Pozbieram dziś rzeczy z łóżka i możesz tu chwilowo zostać. – Wskazał na mały pokój.
– Wiesz co, sądzę że to nie najlepszy pomysł, ludzie cię zlinczują, jak mój ojciec zacznie rozpowiadać, że mieszkałem u ciebie.
– Tak, wiem. Jesteś gejem. Mam to gdzieś. Mam też gdzieś, co ludzie o mnie powiedzą, wyprowadzam się stąd za miesiąc.

Remigiusz po raz pierwszy miał okazję dokładnie przyjrzeć się Olkowi. Swoją drogą imię to, w ogóle do niego nie pasowało. Wyglądał poważnie i tak też się ubierał. Dzisiaj wystroił się w koszulkę polo, spodenki materiałowe i półbuty. Niby letnio ale tak jakoś oficjalnie. Gdyby miał dziewczynę, na pewno w pierwszej kolejności wymieniłaby mu garderobę.

– Ile masz lat? – Zapytał nastolatek po chwili ciszy.
– Dla ciebie za stary.
– N-nie, nie po to pytałem... – zaczerwienił się wściekle.
– Wiem, musisz się przyzwyczaić do moich żartów. Kończę trzydzieści lat w tym roku.

Właśnie wkopał się do mieszkania jakiemuś o dwanaście lat starszemu facetowi. Zastanawiające było to, że facet nie ma rodziny ani kobiety. Chociaż, może jednak ma?

– Yyy... mieszkasz tu sam?
– Nie. Mam przemiłą współlokatorkę. Cindy. Na pewno ją polubisz.

O matko, Cindy to imię dla lalki Barbie albo jakiejś... Drag Queen?

– Chodź, poznasz ją. – Ruszył do salonu.

Tajemnicza lokatorka okazała się być zieloną papugą. Skakała sobie beztrosko po żerdzi i przyglądała z ciekawością wchodzącym. Dookoła klatki walało się pełno ziaren, piachu i piórek.

– Wow. Piękna! Jaki to gatunek?
– Aleksandretta Obrożna.
– A dlaczego takie imię? – nie zdołał ukryć zniesmaczenia.
– Nie ja ją nazwałem. Cindy to pamiątka po mojej byłej, można tak powiedzieć.
– Trochę ją skrzywdziła – uśmiechnął się.
– Też tak myślę.

Stali przez dłuższą chwilę i przypatrywali się papudze. Remik oderwał w końcu wzrok od zwierzęcia i rozejrzał się po całym pokoju. Olek miał chyba jakąś zniżkę w konkretnym sklepie meblowym, bo wszystko pochodziło z jednego katalogu. Wygodna kanapa, biała ława, szafka RTV i regał na książki a w rogu trzydrzwiowa, rozsuwana szafa.

– Słuchaj, wszystko w porządku? Nie potrzebujesz jakiejś tabletki przeciwbólowej?

Remik w ostatniej chwili powstrzymał się z powiedzeniem „Nie, przyzwyczaiłem się już.”

– Nie, wszystko okej.
– późno już, zaraz muszę iść do pracy – odezwał się mężczyzna. – Nie zdążę teraz wezwać policji i na nich czekać, ale myślę, że spokojnie możemy skoczyć popołudniu na komisariat. 
– Co? A tak. Zajmę się tym sam, nie będę cię fatygował. Spadam teraz do szkoły.
– Ile masz lat? – Spojrzał na niego badawczo.
– Osiemnaście – odpowiedział bez zawahania.
– Na pewno?
– To chyba jasne? W innym wypadku już dawno zabraliby mnie do domu dziecka. Chcesz dowód zobaczyć?
– Nie trzeba. Wierzę.

Wyszli z mieszkania razem. Olek poinformował go, że będzie w domu o piętnastej. Co chwila rzucał suchymi żartami. Prawdopodobnie tak reagował na stresujące sytuacje. Remik nie miał możliwości ucieczki, gdyż większość jego rzeczy została w zamkniętym mieszkaniu. Sąsiad nie był głupi i to przewidział. Powiedział, że nie chce mieć go na sumieniu, jak zaszlachtują go w nocy w jakimś parku i że przenocowanie go przez parę dni, to żaden problem. 

***

– Królik, zostań na chwilę, muszę z tobą porozmawiać – powiedziała wychowawczyni drugiej c.

Eryk i Alan posłali mu współczujące spojrzenie i wyszli z klasy za innymi. Remik stanął przy biurku nauczycielki.

– Tak, pani profesor?
– Remigiuszu, nauczyciele skarżą się, że chodzisz do szkoły w kratkę. Nie byłeś na semestralnym sprawdzianie z matematyki i masz zagrożenia z trzech przedmiotów.
– Bardzo przepraszam, to już się nie powtórzy. Miałem problemy osobiste. Teraz wszystko nadrobię – odparł z pewnością w głosie.
– Każdy nastolatek mówi to samo... – Westchnęła. – Dlaczego twojego ojca nie było na wywiadówce?
– No właśnie, to z nim miałem te problemy. Ojciec chorował, nie wychodził z domu, ale już wszystko jest w porządku.
– Chciałabym aby przyszedł ze mną porozmawiać.
– No ale o czym, pani profesor? Pójdę dziś do matematyczki i z nią to wyjaśnię, z resztą przedmiotów też sobie poradzę, nie ma sensu go wzywać...
– Nalegam. Chcę zobaczyć, czy on aby na pewno istnieje.
– No co pani... – zaśmiał się nerwowo. – Po prostu, jestem już praktycznie pełnoletni i nie widzę potrzeby, żeby wtrącał się w moją edukację. On ma swoje problemy, ja mam swoje. Proszę go zrozumieć.
– Jego głównym problemem, powinna być edukacja jego syna, także nie spieraj się ze mną, przekaż ojcu, że chcę obowiązkowo go widzieć w następny piątek na zebraniu. I zabierz się w końcu do roboty, jak zobaczę, że dalej wagarujesz, przed wystawieniem ocen, to inaczej porozmawiamy.
– Ale, ale on w piątki nie może...
– W takim razie jestem w szkole codziennie, między ósmą a dwunastą, więc niech do mnie przyjdzie.
– Oj no dobrze, pani profesor, chociaż nie wiem, po co to wszystko.
– Jeszcze nie jesteś pełnoletni i rodzic ponosi za ciebie odpowiedzialność, muszę osobiście dopilnować, aby dowiedział się o twoich problemach szkolnych.
– Jasne – jęknął z rezygnacją.
– Nie patrz tak na mnie, chcę wyłącznie twojego dobra. Mądry z ciebie chłopak ale leniwy, jak teraz zawalisz szkołę, to nie zdobędziesz wykształcenia i stracisz szansę na dobre studia.
– Ja to wszystko rozumiem, pani profesor.
– Świetnie, więc rozmowa z twoim ojcem będzie czystą formalnością a teraz leć już, bo spóźnisz się na następną lekcję.

Genialnie. Jakby za mało mu było problemów.

***

Remik zdołał dogadać się z matematyczką i pozwoliła, aby zdawał w poniedziałek trudniejszą wersję sprawdzianu i zapowiedziała, że automatycznie obniży jego ocenę o jeden stopień. Lepsze to niż nic. Z tym przedmiotem nie miał żadnego problemu, posiedzi w niedzielę nad zadaniami i napisze to jakoś. Z biologii dostał tróję, w najśmielszych wizjach tego nie oczekiwał, więc kolejne zagrożenie zostało zażegnane. Pozostała już tylko historia. To będzie jedyny przedmiot, na który będzie musiał solidnie się przygotować, żeby zdać. Nauczyciel postanowił przepytać go ustnie w następnym tygodniu.

Lekcje minęły jak z bicza strzelił, gdyż na każdym przedmiocie były jakieś odpytywania, zaliczenia albo po prostu siedzenie i czas na rozmowy. Eryk, swoją głupią gadką, pozwolił zapomnieć mu o problemach i poczuć się jak normalny siedemnastolatek w drugiej licealnej. No przynajmniej do ostatniej lekcji. Na chemii mieli dziś zastępstwo i siedzieli, mówiąc co im ślina na język przyniesie:

– Alan, pochwal się wreszcie jak tam twoja randka – rozpoczął Eryk.
– Nooo... bardzo dobrze. – Wyszczerzył się blondyn. – Jeszcze nigdy nie spotkałem tak napalonej laski, chłopaki. Chciała obciągnąć mi na ławce w parku.
– O cholera, i co? Mam nadzieję, że jej pozwoliłeś!?
– Ćśś, ciszej downie…no tak... nie miałem zbyt wiele do gadania, ale jakiś chuj akurat musiał tamtędy przechodzić i się wycofała.
– O kurwa, ale bym się wkurwił.
– No, nawet sobie nie wyobrażasz, jaja mnie potem bolały przez całą drogę do domu.
– I nie zrobiliście tego?
– Zrobiliśmy... trzy razy, u niej na chacie. Było... niesamowicie. Chyba wychodzi na to, że chodzimy ze sobą, bo zaprosiła mnie do kina...
– Zajebiście! – Eryk klepnął go po ramieniu – Witaj wśród mężczyzn. Pozostaje nam już tylko Remik do spiknięcia z jakąś panną... No co tak milczysz? Jedź w końcu nad to morze albo znajdź sobie jakąś na miejscu. Nawet nie wiesz, jak wiele przyjemności cię omija.
– O mnie się nie martw. Pracuję nad tym. – Przybrał wymuszony uśmiech na twarz.
– Ooo, czyżbyś nam o czymś nie powiedział? – zainteresował się Eryk.
– Może...
– No mów, kurwa, nie drocz się ze mną.
– Tylko nie mów, że kręcisz z tą rudą Weroniką? – wtrącił Alan.
– Nie. Z Werą nic nie było i nie będzie, to przyjaciółka.
– No, nie dziwię ci się, nie jest zbyt urodziwa.
– Nie obrażaj jej. Wcale nie jest brzydka.
– Ta... jest piękna, tylko nieco nieoszlifowana – zarechotał Eryk.
– Ładniejsza od ciebie – odgryzł.
– No wiesz? Sądzę, że nie jeden pedzio by na mnie poleciał. Spójrz na to ciało. – Zaczął się prężyć.
– Debil – mruknął Alan.
– No to jak będzie? Powiesz nam o swojej tajemniczej dziewczynie?
– Jak coś będzie, to się dowiecie pierwsi, oki?
– Nie. Nie oki. Idziemy dzisiaj na browara, upijemy cię i wszystko nam wyśpiewasz.
– No właśnie, karaoke w Zanzi. Idziesz? –  dodał Alan.

Remikowi zostało jeszcze dwadzieścia złotych w portfelu. Nie chciał wydawać ich na piwo w barze a z drugiej strony, potrzebował rozluźnienia przed sobotnim wieczorem. Stres powoli zaczynał skręcać mu żołądek. Tylko ciekawe, co na to jego współlokator...

– Ja bym nie szedł? – powiedział. – Tylko, muszę zapytać...eee ... ojca... bo się uwziął na mnie za te zagrożenia, no ale myślę, że będę.
– Mamy prawo do odrobiny rozrywki po ciężkim tygodniu. – Eryk podniósł niewidzialny kufel do ust.
– Jak się nie zgodzi to dzwoń, przyjdziemy go ładnie poprosić – uśmiechnął się Alan.
– No na bank. Jak zobaczy z kim się zadaję, to do zakończenia roku z domu nie wyjdę…


Remik Rozdział 3

W poniedziałek nie poszedł do szkoły, bo wszystkie ciuchy miał brudne. Postanowił porozmawiać z ojcem. Był w kompletnej rozsypce emocjonalnej. Na trzęsących się nogach stanął pod drzwiami mieszkania i zapukał.

Ku jego uldze otworzył Rudy Rysiek.

– Twój ojciec nie będzie zadowolony, że tu przyszedłeś – powiedział bez zbędnego przywitania.
– Zawołaj go. Chcę z nim pogadać.
– Andrzej!
– Co?!
– Twój syn przyszedł...
– Nie mam syna! Wywal to coś na zbity pysk.

Zabolało. Grubas wzruszył ramionami i zaczął zamykać drzwi przed nosem chłopaka, jednak ten nie pozwolił się zbyć. Schylił się i prześlizgnął zwinnie do środka pod ramieniem faceta.

– Tato, musisz mnie wysłuchać. – Wszedł do salonu.

Andrzej Królik siedział z piwem przed telewizorem. Obok niego spoczywała jakaś osiedlowa menelka ze zniszczoną, od lat picia, gębą.

– Możemy porozmawiać? W cztery oczy? – zapytał cicho.
– Jak śmiesz tu włazić! – Poderwał się na równe nogi.
– Chcę ci coś powiedzieć!
– A ja nie chcę ciebie słuchać, żałosna cioto!

Rzucił się na chłopaka i uderzył otwartą ręką w twarz. Zamierzał zamachnąć się kolejny raz, więc Remik zaczął kulić się przed nim i wyrzucać z siebie potok słów:

– Nie jestem ciotą... nie jestem gejem. Powiedziałem ci to w złości... te strony otwierałem tylko z ciekawości... Ała! Wolę dziewczyny, przysięgam... jestem normalny! Lubię wyłącznie dziewczyny… –  łkał.

Ojciec zatrzymał się nagle.

– Nie jesteś?
– Nie... – zaszlochał.
– W takim razie udowodnij. Zerżnij ją. Teraz.

Remik spojrzał w stronę siedzącej na kanapie wiedźmy. Nie przypominała nawet kobiety, gdyby nie obwisłe piersi widoczne pod cienką bluzką. Była kompletnie pijana albo naćpana i patrzyła się tępo na telewizor. Śmierdziała.

– No co ty!? – wtrącił się Rudy, podpierający aktualnie jedną ze ścian pokoju.
– Ona jest obrzydliwa! Proszę cię, tylko nie ją... – powiedział nastolatek. Wiedział, że jego ojciec nie żartuje. Robił podobne testy matce.
– Jest obrzydliwa bo ma cipę, ty chory popaprańcu! Wolisz, jak ktoś rżnie cię w dupę! Wynoś się stąd natychmiast! – ryknął Andrzej.
– Proszę cię... daj mi chociaż trochę pieniędzy, dostajesz na mnie alimenty...

Mężczyzna, na wzmiankę o pieniądzach, wpadł w szał. Chwycił syna za nadgarstek, tak aby nie mógł się wyrwać i zaczął okładać go wolną pięścią po ciele. Tak jak zawsze, żeby nie zostawić śladów w widocznych miejscach. Remik próbował zasłaniać się wolną ręką. Oberwał kilka razów w brzuch i żebra, zanim Rysiek się nie wtrącił.

– Andrzej zostaw go, bo jeszcze narobisz sobie problemów jak ktoś zadzwoni na psy.

Ojciec jakby oberwał zimną wodą w twarz i puścił chłopaka. Patrzył z pogardą jak jego dziecko osuwa się na podłogę i zwija w kłębek szlochając.

– Jeszcze jakieś życzenia? – zapytał zimno. – Jak nie, to wypierdalaj w podskokach!

Chłopak ostatnimi siłami zebrał się z podłogi i nic nie mówiąc, ruszył do wyjścia. Gdy zamknęli za nim drzwi z hukiem, zauważył, że w progu swojego mieszkania stał zaniepokojony sąsiad, świdrując go zielonymi oczyma. Widząc go zapłakanego zareagował:

– Co się stało? Wezwać policję?! Nic ci nie jest?
– Nie. Przepraszam bardzo za te hałasy. Proszę nigdzie nie dzwonić, już będzie cicho. – spróbował się wyprostować ale żołądek za bardzo go bolał.

Oparł się na chwilę o ścianę i wytarł mokrą twarz przedramionami. Próbował opanować drżenie.

– Chłopaku, on cię bije. Potrzebujesz pomocy.
– Proszę się nie przejmować. Jestem już pełnoletni – skłamał gładko. – poradzę sobie z nim. Dziękuję za troskę.

Sąsiad stał, nie wiedząc jak ma się zachować. Remik po raz pierwszy widział go w kapciach i spodniach od dresu.

– Gdybyś potrzebował pomocy, to przychodź do mnie śmiało. Nie pozwól mu się tak traktować.
– Bardzo dziękuję. Do widzenia panu – powiedział i ruszył w dół po schodach, próbując nie wyglądać jak kaleka.
 – Jesteś pewien!  – krzyknął za nim.
 – Tak!

Było mu cholernie wstyd. Doczołgał się jakoś do piwnicy i zamknął w środku. Był głodny, obolały i właśnie stracił ostatnią nadzieję na powrót do domu. Zaczął zastanawiać się jakby to było w domu dziecka. W końcu, po kilku godzinach męczarni, udało mu się zasnąć. Miał dramatyczny koszmar o sierocińcu, wyglądającym jak obóz koncentracyjny.

***

We wtorek rano nie miał siły aby iść do szkoły i udawać przed ludźmi, że wszystko jest w porządku. Na sms-y kolegów nie odpowiadał. Oszczędzał pakiet wiadomości, zostało mu już tylko dwieście sms-ów do końca miesiąca. Potem straci łączność ze światem. Nie miał wyboru. Pozostało mu zgłosić się na policję albo iść sprzedawać swoje ciało za pieniądze. Zdecydował się na to pierwsze. Wszedł na komendę i podszedł do okienka. Siedziała tam nieprzyjemna blondynka po czterdziestce z zaciętym wyrazem twarzy.

– Dzień dobry. Chciałbym złożyć zawiadomienie..
– To znaczy? O co chodzi?
– Chciałbym porozmawiać z kimś na osobności, jeśli można – powiedział cicho. Za nim, w kolejce, stało dwóch łysych zbirów i jakaś kobieta.
– Mów o co chodzi albo nie zawracaj mi głowy, chłopcze. Nie widzisz, że jest kolejka? Mam nadzieję, że to nie jest kolejny głupi żart.
– Okej, przepraszam. – Odszedł od okienka i wyszedł na ulicę.

Nie miał zamiaru zwierzać się przy wszystkich tych ludziach ani też rozmawiać z tą wstrętną babą. Dokładnie tak wyobrażał sobie opiekunki w domach dziecka – jako bezduszne jędze. Odrzucił natychmiast pomysł zwrócenia się do instytucji państwowych. 

Nagle jego uwagę przykuła dziewczyna. Wrzucała właśnie do kosza do połowy zjedzoną drożdżówkę. Wahał się tylko przez moment, po czym podszedł tam i jakby nigdy nic wyciągnął jedzenie z kubła. Nie miał zamiaru, sprawdzać czy ktoś go nie obserwuje, nałożył na nos ciemne okulary i uciekł jak najdalej od tamtego miejsca. Za rogiem wgryzł się zachłannie w kawałek słodkiej bułki. Nie miał dokąd iść, więc przeszedł się w miejsce, gdzie stał dom dziecka. Budynek odstraszał od pierwszego wejrzenia. Trzymano tam dzieci - niewinnych ludzi - a miał zakratowane okna. Nie wyglądało to zbyt zachęcająco. Nie chciał takiego życia. Przypięcia mu łatki dzieciaka z sierocińca. Musiał wytrzymać jeszcze trzy miesiące a po tym, stanie się pełnoletni i dostanie normalną pracę.

Może upije się, zarobi to tysiąc złotych a potem już spokojnie poszuka sobie zwykłej pracy? Tysiąc drogą nie chodzi. Seks nie może być aż taki straszny. Jedna noc rozwiązałaby wszystkie jego problemy finansowe. Gdy człowiek nie ma co jeść i gdzie spać, zmienia diametralnie swoje zasady moralne. Czy to może być gorsze od poniżenia, jakie zgotował mu jego ojciec? Wątpił.

Wróć. O czym on do cholery myślał?!

...Ale tysiąc...za jedną noc upokorzenia...



Zadzwonił w końcu do tego faceta. Umówił się z nim na sobotnią noc, od osiemnastej do ósmej rano. Otrzymał adres, na jaki ma się udać.

Przez kilka następnych godzin czuł się niczym w amoku. Wmawiał sobie, że i tak tam nie pójdzie, by po chwili zmienić zdanie i przekonywać samego siebie, że to jedyne wyjście.

Uświadomił sobie, że właśnie dowiedział się, co skłaniało młodych chłopaków do kurwienia się za kasę – kompletna desperacja i brak perspektyw. Człowiek bez dachu nad głową, z pustym żołądkiem, do tego sponiewierany przez własnego ojca, myślał już zupełnie innymi kategoriami niż jeszcze parę dni wcześniej i z każdą minutą, coraz bardziej nienawidził siebie. Przypomniał sobie dokładnie, co pomyślał o tamtym młodym chłopaku wychodzącym z samochodu, parę dni temu. Czy mógłby żyć z łatką prostytutki? Nawet gdyby miało to być jednorazowe? Wątpił.

***

– Gdzieś ty się podziewał. Nie chodzisz do szkoły, nie odbierasz telefonu! Ty draniu, właź i tłumacz się! – Tak oto powitała go Wera w środę popołudniu.
– Hej. Chory byłem. Sorki, nie miałem głowy do telefonów ani niczego. – Ściągnął buty.
– Co to za reklamówka?
– Ah, właśnie, co do tego. Mam małą prośbę.

Wyrwała mu pakunek z rąk i zajrzała do środka.

– Ciuchy?
– Zepsuła nam się pralka a zanim ojciec dostanie rentę i ją naprawi, to trochę minie.
– No tak. Człowiek dwudziestego pierwszego wieku, nie potrafi przeprać ciuchów ręcznie w wannie – powiedziała z rozbawieniem. – Spoko wrzucę ci to do pralki.
– Dzięki, jesteś wspaniała.
– Wiem.

Żołądek chłopaka zaburczał głośno, bo z kuchni dobiegał jakiś pyszny, mięsny zapach.

– Widzę, że poczułeś. Robię właśnie zapiekankę. Zjesz ze mną?
– Jasne, nie odmówię.

Poszedł, umyć się, pod pretekstem skorzystania z toalety. Gdy zobaczył swój tygodniowy zarost w lustrze – przeraził się. Od tygodnia nie zwracał uwagi na swój wygląd zewnętrzny. Zawsze miało to dla niego duże znaczenie i krytycznie oceniał osoby wyglądające niechlujnie. Jeszcze parę dni i wynajmie sobie pokój z łazienką. Gdy wychodził z toalety, Wera czekała na niego przy drzwiach.

– Mogłeś powiedzieć, że chcesz się wykąpać, dałabym ci ręcznik.

Chłopak poczerwieniał.

– Trochę się tylko pochlapałem wodą, gorąco dzisiaj.
– Okej, w to mogłabym jeszcze uwierzyć. W to, że zepsuła się wam pralka również, ale w to, że chodzisz nieogolony od tygodnia? Jaką masz na to odpowiedź?
– Ojciec nie daje mi kasy. Nie miałem za co sobie kupić maszynki ani proszku do prania. Tak mi wstyd. Nie chciałem ci tego mówić.
– Do tego cię głodzi – stwierdziła ponuro. – Serio jest aż takim potworem? Nie pogodził się z twoją orientacją?

Remik westchnął cierpiętniczo.

– Nie, nie jest aż takim potworem. On jest ostatnio chory, wiesz, wszystko wydaje na... leki. Jest nam trochę ciężko.

Dziewczyna przytuliła go niespodziewanie.

– Remik, dlaczego ty nigdy mi niczego nie mówisz. Przecież bym ci pomogła!
– Nie chciałem iść do domu dziecka – powiedział szczerze. – Za parę miesięcy pójdę legalnie do pracy i jakoś się nam ułoży, muszę tylko przetrwać jakiś czas.
– Za duży ciężar zrzucasz na swoje barki, od tego są różne instytucje, fundacje. Przecież za rok piszesz maturę, nie możesz tego zawalić....A tak w ogóle to na co on jest chory?
– Eeee, drobne zaburzenia, coś w rodzaju depresji...
– Kręcisz!
– Musimy o tym teraz rozmawiać? – jęknął i zrobił minę zbitego psa.
– Słuchaj. Chcę znać całą prawdę ale na razie, dam ci ręcznik i maszynkę, i wykąp się normalnie. Wrzucę ci ciuchy do pralki, a potem coś zjesz, bo wyglądasz jak siedem nieszczęść...Ta koszulka na tobie też jest brudna. Dam ci jakąś od ojca. Ściągaj. – Szarpnęła za róg jego t-shirta i podniosła do góry.

Nie zdążył w porę jej powstrzymać. Zobaczyła jego rozległe, fioletowe siniaki na brzuchu. Odskoczyła i rozszerzyła oczy w przerażeniu.

– Boże! – wykrzyknęła.
– Niepotrzebnie to zrobiłaś... – zawstydził się.
– Kto ci to zrobił!?
– Wpadł na mnie rozpędzony rowerzysta...
– Och, zamknij się! Wyśpiewasz mi w końcu całą prawdę, nie odpuszczę ci! Nie uwierzę w żadne, zmyślone historyjki. Idź się wykąpać i zaraz porozmawiamy... poszukam maści na stłuczenia i tabletek przeciwbólowych...
– Werka, naprawdę nic mi nie jest...
– Cicho! – Zostawiła go w łazience i poszła krzątać się po mieszkaniu.


Po dwudziestu minutach był gładki na twarzy i siedział, przyjemnie czysty, w pokoju dziewczyny, w za dużym podkoszulku w gwiazdki, niestety nie było mu dane długo się nim nacieszyć, gdyż Weronika wpadła do pokoju z maścią i kazała mu się ponownie rozbierać. Wysmarowała mu wszystkie siniaki, a on syczał co chwilę z bólu. Potem go nakarmiła i napoiła. Od śmierci matki, nikt się nim z taką troską nie zajmował, więc ciężko mu było ukryć rosnące zakłopotanie. Czuł się podle z tym, jak ją okłamywał i postanowił przyznać się do „prawie” wszystkiego. Pomijając to, że miał zamiar w sobotę stracić dziewictwo za pieniądze.

– Mój ojciec pije. Pogorszyło się, od kiedy zmarła matka – powiedział.
– I nie mogłeś mi tego powiedzieć? Tak jakby to była twoja wina, że on pije.
– To taki wstyd. Wszyscy moi znajomi są z normalnych rodzin.
– Tak ci się tylko zdaje! Żadna rodzina nie jest idealna. Skąd wiesz, czy inni tak samo się nie ukrywają?
– No tak. Możliwe, że tak, ale...
– …Zrozum, że nikt nie będzie oceniał cię przez pryzmat ojca. Jest pijakiem i po co go chronisz? Niech sam się wstydzi za siebie. Nie duś wszystkich problemów w sobie, człowieku. To tak samo jak nie rozumiem, że nikomu nie powiedziałeś o swojej orientacji. Eryk i Alan są wporzo, zaakceptowali by to.
– Nie wiem, jakoś nie potrafię o tym gadać, ale cieszę się, że ty się domyśliłaś.
– No, trudno było nie zauważyć, jak przez dwa miesiące świeciłam przed tobą dekoltami, kusiłam dwuznacznościami a ty byłeś zimny jak głaz. – Zaśmiała się na to wspomnienie.
– Kumpli dużo prościej zmylić, bo nie analizują każdego twojego najdrobniejszego gestu – zripostował.
– Ty mi nie odbiegaj od tematu... powiedz co z tymi siniakami...Ojciec prawda?
– Tak…
– Zrobił to już wcześniej?
– Nie nigdy i jestem pewien, że więcej już tego nie zrobi  – znowu brnął w kłamstwo.
– Powinieneś zgłosić to na policję. Ostatnio też cię uderzył.
– No i zabraliby mnie do domu dziecka.
– Na trzy miesiące, to nie tak długo.
– No co ty. Byłaś tam kiedyś? Zakratowane okna, rygor jak w wojsku i spanie w dziesięcioosobowych pokojach. To tak,  jakbym popełnił przestępstwo i dostał wyrok.
– Myślę, że przesadzasz.
– Nie. Nie mogę tam trafić. To tylko trzy miesiące, wytrzymam to i potem wynajmę sobie mieszkanie.
– Jasne i twoje problemy znikną w ten magiczny dzień osiemnastki. Słyszysz siebie samego? Myślisz, że z miejsca dostaniesz dobrze płatną pracę i zdołasz opłacić wynajem mieszkania? Porzucisz szkołę i nie będziesz miał nawet matury? Potrzebujesz czyjejś pomocy, zdejmij klapki z oczu. Jakbyś poszedł do domu dziecka, to możesz dostać jakiś zasiłek dla sierot, czy coś w tym stylu.
– Czytałem coś o tym. Jeśli nie jestem wychowankiem przynajmniej pięć lat, to nic nie dostanę.
– No ale ktoś na pewno by ci pomógł, w odróżnieniu od twojego ojca. A może wysłaliby go na  leczenie?
– On nie chce się leczyć. Jest mu tak dobrze.
– Okej, czyli upierasz się przy tym, że sam sobie ze wszystkim poradzisz i nie potrzebujesz niczyjego wsparcia?
– Tak właśnie uważam, nie chcę być od nikogo zależny a już w szczególności od jakiegoś ośrodka opiekuńczego. Sam sobie poradzę. Nie mam zamiaru, dać się zamknąć jak w więzieniu. Nie wytrzymałbym tego.
– Uparty  głupku. Oczywiście, że byś wytrzymał.
– Właśnie dlatego boję się mówić prawdę. Bo wiedziałem, jak zareagujesz.
– Udowodnię ci, że warto było. Nie zgadzam się z tobą kompletnie, ale nie mam zamiaru ingerować w twoje życie. Będę cię wspierać tak czy siak.
– Serio?
– No jasne. A co myślałeś, że masz przejebane w życiu i żadnych przyjaciół? No to się pomyliłeś, mój drogi. – Ucałowała go znienacka w policzek.
– Dzięki – mruknął.
– Ale jeśli twój ojciec tknie cię jeszcze raz, to nie próbuj tego ukrywać. Nie możesz mu na to pozwolić. 
– Przysięgam.
– Nic już nie mów. Wpadaj do mnie i dzwoń, zawsze kiedy potrzebujesz, póki nie mam męża i dzieci, jestem na każde twoje zawołanie... Niestety mieszkam z rodzicami i nocowanie nie wchodzi w grę.
 – Jasne, rozumiem. 
 – To, że cię wspieram, nie znaczy jeszcze, że nie będę cię dalej namawiała do pójścia na policję. Mam nadzieję, że to przemyślisz i zrobisz to dobrowolnie. Mogę z tobą iść...
 – Cholera, właśnie sobie przypomniałem, że zostawiłem w domu załączone żelazko, muszę uciekać  –Przerwał jej chłopak. Był w stanie kompletnego zażenowania, nie lubił niczyjej troski, bo czuł się wtedy słaby i żałosny.
  Remik! To nie są żarty. Jak wrócisz teraz do domu, to skąd wiesz, czy on się na ciebie nie rzuci i cię nie skrzywdzi ponownie? Pewnie chodzi wściekły, bo dowiedział się, że jego syn jest gejem!
 – Wyładował już całą złość, jak go nie sprowokuję, to będzie mnie ignorował. Uwierz, znam go na tyle  – skłamał lekkim tonem.  – Ma teraz na pewno wyrzuty sumienia i mnie przeprosi, za to co zrobił. Bez obaw, najgorsze już minęło.
 – Boję się o ciebie  – powiedziała z zaszklonymi od łez oczyma. 
 – Wera, wiesz za co cię najbardziej lubię? Nie jęczysz i nie ryczysz jak inne laski. Jesteś twardzielką. 
 – Okej, zrozumiałam aluzje  – roześmiała się cicho  – Już nie będę. Pooglądajmy jakiś film.
– Powinienem się pouczyć na jutro... ale co tam. Historia nie zając... – uśmiechnął się sztucznie, pragnąc jedynie, posiedzieć sobie w czystym i przytulnym miejscu, i nie musieć więcej rozmawiać na ten temat.


Remik Rozdział 2

Remik przygładził po raz ostatni wymiętoszoną koszulkę i wszedł do szkoły. Skierował się prosto do łazienki, namoczył ręcznik i umył nim w kabinie. Rana od klamki trochę krwawiła a brzucha –  nawet nie był w stanie dotknąć. Ojciec zawsze bił mocno i na oślep.  Po odświeżeniu poczuł się trochę lepiej. Na szczęście miał ze sobą gumę do włosów, antyperspirant, szczoteczkę i pastę. Zarost zaczął go kłuć ale dziś się tym nie przejął. Zaczerwienienie z policzka na szczęście zniknęło. Fioletowego sińca pod żebrami nikt nie zauważy. Odetchnął z ulgą. Rozległ się dzwonek na pierwszą lekcję, więc upchał wszystko do plecaka i poszedł w stronę sali.

Uczniowie wchodzili już do środka i zajmowali miejsca. Jak to bywało na sprawdzianach wszedł ostatni, więc pozostała mu tylko pierwsza ławka przed biurkiem nauczycielki. Nie przeszkadzało mu to dzisiaj bo i tak nie zrobił ściąg. Kilka osób, w tym Alan i Eryk, pomachali do niego na przywitanie.

Skupił się na laniu wody, aby dostać jakiekolwiek punkty i zaliczyć. Na szczęście było sporo pytań zamkniętych, więc mógł zaznaczać na chybił-trafił. Zazwyczaj dobrze na tym wychodził. Nie szczególnie przejmował się tym sprawdzianem, liczyło się to, że przyszedł i w razie czego będzie mógł poprawiać. 


Rozległ się dźwięk dzwonka i Remik rzucił się z ulgą do wyjścia. Uczniowie wylewali się również z innych sal. Zapanował gwar. Gdzieś mignęła mu ruda czupryna Weroniki. Przyjaciółka chodziła do trzeciej klasy, była o rok starsza.

– Joł! I jak wam poszło!? Ja zawaliłem, będzie gała. – Eryk uwiesił się na ramieniu Remika.

Chłopak był dobrze zbudowany, miał jakiś metr osiemdziesiąt wzrostu, ciemną cerę i włosy. Emanował optymizmem i wygłupiał się na każdym kroku a dziewczyny wprost go uwielbiały. Z jego prawej wyłonił się Alan. Nieco niższy blondyn, chuchro takie jak i Remik ale z twarzy niczego sobie. Miał słodki zadarty nos.

– Co zaznaczyliście w szesnastym, tam było… wypisać co powoduje te choroby, eee... Addisona...
– Zaburzenia wydzielania nadnerczy. Chuj z tym, teraz się martw historią, dawno nie robiła kartkówki. Mam już tego dość, chcęęę wakaacjee – zajęczał Alan.
– Podkradłem ojcu browara z lodówki, idziemy się rozluźnić po ciężkim sprawdzianie, chłopaki? – Eryk poklepał swoją torbę. – Potem będzie ciepłe.
– Jednego browara na trzech? – Zakpił blondyn.
– No jakbym wziął więcej, to by zauważył i darł się po mnie.
– Dobra, idziemy do kibla. Zaraz dzwonek – zgodził się Alan.

Zamknęli się w mało uczęszczanej toalecie i otworzyli puszkę. Przekazywali ją sobie szybko, bo przerwa niedługo miała się skończyć.

– Jeszcze musimy dziś wysiedzieć na historii, dwóch polskich i informatyce. Masakra – biadolił znów blondi.
– Wytrzymamy te ostatnie dwa tygodnie, jak nam wystawią oceny, to pierdolę, będę codziennie jeździł nad jezioro. Znowu czeka nas lato, chłopaki! Plaża, duperki, zimne piwko!
– Zajebiście – zgodził się Alan.
– A ty co? Przejąłeś się biologią, Remik?
– No co ty, mam to w dupie. Nie wyspałem się dziś, najchętniej zmyłbym się do domu.
– Uuu a czemu to? Zakuwać na pewno nie zakuwałeś. Więc pewnie siedziałeś na kompie i czatowałeś z tą swoją laseczką? – zapytał Eryk.

Remigiusz opowiedział im pewną historyjkę, o dziewczynie z trójmiasta, z którą romansował od paru miesięcy. W rzeczywistości, pisał często na czacie dla homoseksualistów. Niestety teraz nie miał już swojego komputera do dyspozycji. Pozostał mu stary, dotykowy smartfon, bez wykupionego pakietu  internetu.

– Niezupełnie. Słuchajcie, szukam lokum na parę nocy, może któryś z was może mnie przenocować?

Spojrzeli na siebie zdziwieni.

– Ale po co? Ojciec cię wywalił? – odezwał się Alan.

Remik spiął się na te słowa.

– Nie, no co ty. Pokłóciłem się z nim i powiedziałem, że się wynoszę. Wrócę za parę dni, tylko go trochę nastraszę.
– Ja mam pokój z dwoma braćmi, nie mam nawet wolnej kanapy – mruknął Alan.
– No, ja też nie mogę – dodał szybko Eryk. – Pogódź się z ojcem, stary. Jak skończysz osiemnaście to się możesz wyprowadzać, tak to wezmą cię do jakiegoś pogotowia opiekuńczego.

Sam był sobie winien, nie powiedział im całej prawdy i brzmiało to jak dziecinna fanaberia. Sam sobie był winien. No trudno. Nie powie im. Sam sobie poradzi. Wolał spać na ławce w parku, niż być znanym jako biedny dzieciak, wyrzucony z domu przez ojca alkoholika.

– Spoko. Będę musiał się z nim dogadać. – Wzruszył ramionami.
– Czym cię Andrzej wkurwił? – dopytywał czarnowłosy, jednakże w tym samym momencie zadzwonił dzwonek.
– Nieważne.

***

Minęły trzy dni i nadszedł piątek. Remik zdołał wykarmić się za pięć złotych, ale sytuacja stawała się coraz bardziej skomplikowana. Miał szczęście, że ojciec nie schodził do piwnicy, nie miał nawet kasy na zmianę kłódki. Chłopak spał tam, mimo okropnego smrodu kurzu i stęchlizny. Jego rzeczy zaczęły przesiąkać tym zapachem, obawiał się, że ludzie stwierdzą, że śmierdzi. Kończył mu się żel pod prysznic i pasta do zębów. Nie mógł sobie kupić nawet cholernego długopisu za złotówkę i udawał przed  kumplami, że zgubił. Stawał się coraz bardziej zdesperowany. Wybrał się nocą na zbieranie puszek, ale szybko zaatakowała go banda kloszardów, pilnująca swoich rewirów. Nie mógł uwierzyć swojemu szczęściu, gdy sąsiad zostawił pod drzwiami reklamówkę z dziesięcioma butelkami po piwie. Dostał za nie trzy pięćdziesiąt. Pytał o pracę w każdym lokalu po kolei. Nikt nie chciał z nim rozmawiać, prosili o zostawienie CV. Był niepełnoletni, więc i tak nie miało to większego sensu. W czwartek poszedł do Weroniki udając, że ojciec przyjął go z powrotem do domu. Położyła mu przed nosem talerzyk ciasta a on zjadł wszystkie pięć kawałków twierdząc, że nie jadł w życiu nic tak zajebistego i prosi o przepis, żeby upiec sobie takie w domu. Była nieco zdziwiona ale nie komentowała jego apetytu. Ojciec faktycznie wymienił zamki, Remik przekonał się o tym już kolejnej nocy po wyrzuceniu. Na szczęście nie natknął się na niego ani razu. Póki co, sąsiedzi na zauważyli dzikiego lokatora w piwnicy i chłopak był bezpieczny, jednakże wiedział, że długo nie wytrzyma bez pieniędzy i bez prania ubrań. Będzie musiał wrócić do domu i błagać ojca o wybaczenie. Nie potrafił znieść myśli o takim scenariuszu. Postanowił spędzić całą sobotę i niedzielę na szukaniu jakiegoś źródła dochodu. W najgorszym razie pójdzie na dworzec i poprosi jakiegoś dealera o zatrudnienie. Myśl o powrocie do ojca była gorsza nawet od tego.

„18-sta pod kioskiem. Nie spóźnij się:*”

Odczytał sms-a od Weroniki. No tak. To dziś miała odbyć się osiemnastka Jaśka, kumpla z jej klasy. Remik został zaproszony jako osoba towarzysząca. Dziewczyna zapewniła go, że kupuje prezent sama i żeby się tym nie martwił ale i tak było mu głupio. Powinien przynieść chociaż butelkę alkoholu. Nie mógł odmówić na ostatnią chwilę, więc zaczął się ubierać w swoje, nieliczne już, czyste ciuchy. Czerwony t-shirt, granatowe rurki i do tego jego ulubione szare buty z Nike. Wyszedł na zewnątrz i otrzepał się z kurzu. Zatrzymał się przy zaparkowanym samochodzie i nabrał w palce trochę gumy do stylizacji włosów. Jakaś kobieta popatrzyła na niego ze złośliwym uśmieszkiem. Pewnie pomyślała, że straszny z niego laluś, że poprawia włosy na ulicy. Miał to gdzieś. Od rana męczyło go nieprzyjemne ssanie w żołądku i rozpogodził się na myśl, że na urodzinach porządnie się naje.

***

Remik poszedł na imprezę. Złożył życzenia, odśpiewał sto lat, wypił toast i rzucił się na jedzenie. Oczywiście nie był na tyle głupi, aby urządzić widowisko. Nie chciał zrobić wstydu Weronice, więc patrzył na stół pełen chipsów, ciastek, sałatek, wędlin i napojów i podjadał powoli, jakby od niechcenia, próbując skupić się na rozmowie z innymi ludźmi.

– Dowiedziałam się czegoś – wyszeptała mu na ucho Wera, wracając właśnie z parkietu.
– Mhm? – mruknął Remik mieląc kiełbaskę.
– Łukasz jest gejem.

Popatrzył na nią niedowierzająco, z trudem unikając zadławienia. Nawet nie wiedział kim może być ten Łukasz i w ogóle go to nie interesowało.

– Spójrz na parkiet. To ten w niebieskiej koszuli w kratkę. Na pierwszy rzut oka widać, że ma obcisłe ciuchy i w ogóle.

Spojrzał i faktycznie. Chłopak wyglądał gejowsko. Kręcił tyłkiem jak dziewczyna i smarował ciągle dłońmi po swojej klatce piersiowej, myśląc że to seksowne.

– I co sądzisz?
– No… wygląda jak pedał.
– Podoba ci się? – zachichotała.
– Nie za bardzo.
– Cholera, szkoda. Chciałabym, żebyś kogoś sobie w końcu znalazł. – Była już trochę podchmielona.
– Nie chcę byle kogo.
– Nie jest taki zły. Zagadaj do niego, może go akurat polubisz. Skąd możesz wiedzieć, jeśli nie próbujesz?
– Wera, kochana moja, nie martw się o mnie tylko idź, poszukaj kogoś dla siebie.
– Przecież mam faceta. – Pociągnęła łyk piwa z puszki.
– Tak samo jak ja mam dziewczynę z trójmiasta, poznaną na gejowskim czacie. Związek z kimś, kogo się na oczy nie widziało, się nie liczy!
– Zatańcz ze mną – pociągnęła go za rękawek.
– Nieee, błagam. Zobacz, tamten elegancik w białej koszuli ciągle ci się przypatruje.
– Wal się Remik. – Wstała z udawaną urazą i o mało nie wywróciła się razem z krzesłem na podłogę. Poszła w stronę ludzi na parkiecie.

Remigiusz odetchnął. Nie w głowie mu była zabawa. Obmyślał właśnie plan, jakby tu wynieść trochę jedzenia na wynos, tak żeby nikt nie zauważył.

Tego wieczoru, Weronika skończyła imprezę na ławce przed salą, całując się namiętnie z chłopakiem w białej koszuli – która już biała nie była, bo oberwała potężną dawką barszczu. Gej – Łukasz puścił pawia na środku parkietu a solenizant usnął o pierwszej na krześle. Ludzie pili alkohol hektolitrami. Nie było trudno, aby zapakować trochę ciasta w serwetki i wziąć na jutrzejszy obiad oraz śniadanie. Remik czuł się podle, ale pocieszała go myśl, że część tych rzeczy i tak by się zmarnowała i trafiła do śmietnika. Zazdrościł ludziom ich beztroski.

***

Obudziły go hałasy. Jakiś sąsiad wyciągał sobie rower z piwnicy. Nie spał zbyt dobrze w starym fotelu, bolał go kręgosłup. Musiał dziś, za wszelką cenę, znaleźć pracę, bo inaczej spełni się jego najgorszy koszmar i pójdzie do domu dziecka. Co powiedziałby kumplom z klasy? Nie mógł o tym nawet myśleć. Spojrzał na wyświetlacz telefonu. Została mu jedna kreska baterii, potrzebował jakiegoś źródła prądu na mieście. Była dziewiąta rano. Zmienił koszulkę i nasłuchiwał przez chwilę, czy nikogo nie ma na korytarzu, po czym wyszedł cicho. Przy wejściu cofnął się przerażony i schował za ścianą. Jego ojciec stał przed drzwiami i palił papierosa. Widocznie wracał ze sklepu. Musiał odczekać, aż sukinsyn wejdzie do góry. Zajęło to jakieś dziesięć minut.

Poszedł na miasto, czując się brudny, zaniedbany i zdesperowany. Żeby zdobyć pracę, musiał jakoś wyglądać. Pragnął się wreszcie ogolić, bo swędziała go twarz.

Do czternastej obszedł chyba pół miasta. Żołądek bolał go z głodu i niemiłosiernie bolały nogi. Przez upał, spocił się cały i czuł z każdą godziną coraz gorzej. W końcu usiadł na ławce niedaleko dworca. Chciało mu się wyć z rozpaczy. Chyba będzie musiał się upokorzyć i iść do Weroniki po pożyczenie dziesięciu złotych na jedzenie i wymyślić bajkę o zepsutej pralce, żeby zrobiła mu pranie.

Nagle zobaczył chłopaka, wchodzącego właśnie do dworcowej speluny. Szyld świecił tylko w połowie i był przekrzywiony, widniała na nim nazwa „Bar dworcowy”. Nigdy wcześniej nie zwrócił uwagi na to miejsce. Ciekawość zmusiła go aby to sprawdzić. Podszedł bliżej i chciał zajrzeć przez okno. W tym momencie drzwi otworzyły się i wyszedł z nich napakowany, łysy facet.

– Czego tu szukasz, młody?
– Yyy, ja...eee. – Był kompletnie zaskoczony i onieśmielony posturą mężczyzny. – Szukam pracy.
– Ty szukasz pracy? Ile masz lat?
– Za parę miesięcy kończę osiemnaście. Mogę robić wszystko, to znaczy zmywać, kelnerować, cokolwiek.
– Nie potrzebujemy kelnerów ani pomywaczy. Spadaj stąd.
– Mogę być dealerem – wypalił bez namysłu.

Mężczyzna zaśmiał się głośno i zmierzył od stóp do głów z nagłym zainteresowaniem.

– Zabawny jesteś. Wracaj do mamusi, synku.
– Nie mam mamusi! Nie mam nikogo! Cholera jasna, potrzebuje pieprzonej prac! – wrzasnął.

Przez cały dzień spotykał się z głupimi wymówkami i odmowami, miał już tego serdecznie dosyć. Był wściekły, że ten facet traktuje go jak dziecko i ma czelność wyśmiewać. Wybuchnął w końcu.

– Nie masz żadnych krewnych, którzy mogli by się tobą zająć? – spuścił z tonu.
– Jeśli chce pan wzywać policję, to powodzenia, zniknę zanim przyjadą.
– Nie mam zamiaru wzywać policji. Odpowiedz.
– Nie mam nikogo. Zadowolony?

Mężczyzna miał nieczytelną minę. Patrzył na Remika i oceniał od stóp do głów. Po długich sekundach odpowiedział w końcu:

– Być może znalazłbym coś dla ciebie. Przyjdź tu koło dwudziestej, umówię cię na rozmowę z szefem.
– Naprawdę?! A co by to było?
– Praca w barze. Szczegóły omówisz już z kimś innym.
– Okej, dzięki. Będę.

Odszedł nie odwracając się za siebie ani razu. Miał nadzieję, że pozwolą mu sprzątać, zmywać lub coś w ten deseń. Jeżeli będą próbowali namówić go do niemoralnych rzeczy to odmówi i ucieknie. Musiał spróbować, bo nie miał już ani grosza przy duszy. Oferta śmierdziała na kilometr ale nie miał już nic do stracenia.

***

Remik poszedł na szkolne boisko. Jego kumple z klasy, w tym Eryk, często grywali tam mecze. Posiedział z chłopakami parę godzin, nie mając nic innego do roboty. Gdy wszyscy rozeszli się do domów na kolację, został sam i zaczął odczuwać stres przed zbliżającym się spotkaniem w sprawie pracy. Narastał on wprost proporcjonalnie, do zbliżania się godziny dwudziestej. Nie miał dokąd iść, bo nie chciał siedzieć w zatęchłej piwnicy. Nie miał co zjeść, bo zapas ciasta z urodzin już mu się skończył, siedział więc na ławce niedaleko dworca i co chwilę zerkał na zegarek. W końcu, za dziesięć dwudziesta, wstał i poszedł powoli w stronę baru. Zdziwił się, gdy w drzwiach minął eleganckiego faceta w garniturze. Do takich spelun nie przychodzi się raczej pod krawatem. Bardzo zaskoczył go widok tego miejsca od środka. Przywitał go poznany rano ochroniarz i przepuścił przez bramkę. Wnętrze wyglądało jak klub nocny z prawdziwego zdarzenia a nie dworcowy bar. Nagle, opanowały go złe przeczucia ale i tak się nie wycofał.

– No co tak stoisz, wchodź. Szef czeka za barem.

Remik rozglądał się nerwowo, idąc we wskazanym kierunku. Po pomieszczeniu kręciło się dwóch półnagich kelnerów i przyglądało mu – z nieskrywaną ciekawością. W środku panował półmrok. Ściany były czerwone, stoliki czarne i na każdym stała abstrakcyjna lampka. W tyle sali widać było scenę i kilka rur do tańca. Po lewej znajdowały się loże tapicerowane czerwoną, pikowaną tkaniną a po prawej dobrze wyposażony bar. Za nim stał siwiejący mężczyzna w okularach.

– Dobry wieczór, jestem Remik, przyszedłem w sprawie pracy – przywitał się z szefem.
– Chodźmy na zaplecze, tutaj zaraz włączą muzykę i nie porozmawiamy swobodnie.

Facet ukazał się w całej okazałości. Miał wielki brzuch. Poszedł w stronę małego korytarzyka we wnęce za barem. Chłopak ruszył za nim. Na ścianach wisiało kilka obrazów przedstawiających męskie akty.

Gdy weszli do pomieszczenia z napisem „biuro”, Remik zaczął mówić nerwowo:

– Nie wiedziałem, że to nocny klub. Nie szukam pracy jako striptizer, mam nadzieję, że ma pan dla mnie coś normalnego...

Mężczyzna nie spieszył się z odpowiedzią. Usiadł na skórzanym krześle za biurkiem i wskazał Remikowi miejsce naprzeciwko. Położył dłonie na blacie i złączył ze sobą obleśne, pulchne paluchy.

– A więc, Remik. Jak bardzo potrzebujesz tej pracy? Podobno jesteś zdesperowany?
– Tak, ale nie chcę robić nic niemoralnego.
– Więc marnujemy czas. Nie mam ci nic innego do zaoferowania.
– Ale, ale... mogę sprzątać. Cokolwiek...
– Masz piękne ciało i możesz to wykorzystać i dobrze na tym zarobić. Nie rozumiem dlaczego chcesz się marnować na jakieś sprzątanie.
– M-miałbym być kelnerem? Tak jak tamci dwaj?
– Kelnerów mamy komplet. Potrzebuję chłopców do towarzystwa.
– Nie, nie będę robił ...tego, za kasę... Naprawdę nie ma pan nic innego?
– Nie mam – uśmiechnął się lekko. – A więc chyba się nie dogadamy. A wielka szkoda. Możesz wyjść.

Remik siedział przez chwilę, myśląc nad czymś gorączkowo. Może źle się zrozumieli, może nie chodziło o robienie…tego?

– Musiałbym uprawiać... eee?
– Wstydzisz się słowa seks?
– Nie – zaczerwienił się.
– Tak, musiałbyś uprawiać seks. Jesteś dziewicą?
– C-co?! Co to w ogóle za pytanie?
– Standardowe – zaśmiał się. – Ale raczej nie musisz odpowiadać. Widać to na pierwszy rzut oka.
– Nieprawda!... Przepraszam, że zająłem pana czas, to straszne nieporozumienie...
– Oferuję ci tysiąc. – przerwał mu.
– Phi. Tysiąc to ja mogę zarobić przy sprzątaniu kibli.
– Tysiąc za jedną noc. Za twoje dziewictwo.

Remik zamarł w bezruchu z otwartą szczęką. Był zszokowany bezczelnością tego mężczyzny.

– Nie, nie ma mowy – otrząsnął się.
– Poczekaj. – Mężczyzna wstał i ruszył w stronę chłopaka.

Ten odsunął się w stronę drzwi i złapał za klamkę, aby otworzyć sobie drogę ucieczki.

– Moja wizytówka. Gdybyś się czasem zdecydował. Daję ci czas do namysłu, do następnego piątku. – Musnął go palcem po policzku, na co Remik zadrżał i spuścił wzrok.
– Nie, raczej …
– Po prostu weź to. – Wsunął mu karteczkę do kieszeni spodni.


Już sam ten gest był dla chłopaka niemoralny a co dopiero... takie rzeczy. Nie mógł sobie tego wyobrazić. Wybiegł z pomieszczenia i czym prędzej opuścił klub. Poszedł przed siebie, nie zastanawiając się nad celem ani nad... niczym. 
Nie chciało mu się żyć.
Layout by Neva